Test porównawczy EMG 81/85 vs. Eclipse Active


Poniższy artykuł jest przedrukiem materiału "Test porównawczy EMG 81/85 vs. Eclipse Active", dzięki uprzejmości Sevenstring.pl

Mówi się, że dzieło wybitne poznaje się po tym, że nie pozostawia nikogo obojętnym – można być jego miłośnikiem lub szczerze go nie cierpieć, ale nie można po prostu przejść nad nim do porządku dziennego. Jeśli przełożyć tę prawdę na świat sprzętu gitarowego, to niewątpliwie dziełem wybitnym było stworzenie przez firmę EMG pierwszych przetworników aktywnych. Niemal natychmiast znalazły one swoich zagorzałych wielbicieli, jak i zastępy obrońców technologii pasywnej jako „jedynej słusznej”. Pomimo opinii wielu muzyków o sterylności brzmienia, pomimo mitów o tym, że EMG wyrównuje brzmieniowo Les Paula Custom i przeciętną łopatę z naciągniętymi strunami, firma uparcie trwała przy swoim dziecku, jako rozwiązaniu mającym znacznie więcej plusów niż minusów. Plusy te doceniło wielu zawodowych muzyków, głównie spod znaku krwi i mroku (jak np. znany ciężarowiec David „666” Gilmour czy równie ponure indywiduum Mike „Satan” Keneally oraz, o dziwo, bluegrassowy wymiatacz Zakk Wylde), a także wielu realizatorów, którzy dostrzegli w niemal bezszumowej technologii panaceum na wiele bolączek dnia swego codziennego.

Pomimo poważnego sukcesu rynkowego pickupów aktywnych, wiele lat przyszło czekać nam na to, aby inna firma spróbowała ukroić dla siebie kawałek aktywnego tortu. Rękawicę rzucił inny gigant rynku – Seymour Duncan, wypuszczając na rynek serię Live Wire, która jednak nie odniosła nawet połowicznie takiego sukcesu jak klasyki spod znaku EMG. W tej sytuacji wydawało się, że firma z Santa Rosa może spać spokojnie, a jej pozycji lidera na rynku nie zagrozi nikt. I kiedy Goliat z zadowoleniem przechadzał się po polu bitwy, stanął przed nim Dawid i sięgnął po procę... Współczesny Dawid nazywa się Zbigniew Wróblewski, a polskim gitarzystom bardziej niż z historią biblijną kojarzyć się może z legendą o rycerzach okrągłego stołu. Mam niewątpliwą przyjemność, zaprezentować Wam pierwszy na świecie test pierwszych polskich pickupów aktywnych – Eclipse Active.

O tym, że w planach firmy Merlin Pickups jest wypuszczenie na rynek aktywnych przetworników wiedzieliśmy w redakcji już od jakiegoś czasu, oczywistym kandydatem do przeprowadzenia tego testu od początku byłem ja – od ponad sześciu lat zadowolony użytkownik setu EMG 81/85. Moje dotychczasowe kontakty z produktami Merlina pozostawiały mieszane uczucia, więc z pewną dozą rezerwy czekałem na przesyłkę z Olsztyna.

Pickupy dotarły do mnie w eleganckim opakowaniu, identycznym jak te, w które pakowane są przetworniki Seymour Duncan. Rozwiązanie moim zdaniem znacznie bardziej estetyczne niż kartonik EMG czy specyficzne pudełko DiMarzio, ale kogo w sumie obchodzi opakowanie? Zaglądam więc do środka. I tutaj pierwsze słowa uznania – pomijam oczywisty fakt dołączenia do przetwornika wszystkich niezbędnych elementów, takich jak potencjometry 25K, gniazdo stereo, zaczep bateryjny, przewody do montażu (Eclipse Active są direct replacement dla EMG, co w przypadku przetworników nielutowanych oznacza możliwość zastąpienia jednych drugimi w przeciągu dosłownie kilku minut) oraz śrubki, spężynki (patrz Tone-Matched Mounting :)) a także czytelnego schematu instalacyjnego. Ujęło mnie opakowanie każdego elementu w osobny, zgrzewany woreczek. Drobiazg, ale świadczący o dbałości o szczegóły i poważnym podejściu producenta do wizerunku firmy. Jest to tak niestety rzadki na wśród polskich producentów czegokolwiek widok, że zasługuje na owacje na stojąco.

Jak już napisałem powyżej, jeśli masz zainstalowane w instrumencie przetworniki EMG, wymiana potrwa kilka do kilkunastu minut (w zależności od tego, jak szybko potrafisz zluzować i naciągnąć ponownie struny oraz machać śrubokrętem). Jedyne, co różni oba przetworniki to grubsze w Eclipse Active śruby mocujące, przez co odpada możliwość użycia EMGowskich. W wypadku montażu w instrumencie w którym zainstalowane były przetworniki pasywne, konieczna jest wymiana całości elektroniki na dostarczone przez producenta zamienniki dostosowane do pracy w układzie aktywnym.

W moim wypadku instalacja trwała ok. 5 minut. Zamontowałem nowe pickupy w moim wiernym Les Paulu Kani i wpiąłem się w piec, celem sprawdzenia czy niczego nie zepsułem (najłatwiej zepsuć rzeczy proste i trudne do zepsucia), i... I nagle było godzinę później :) To, co najbardziej cenię w aktywnych przetwornikach to niski poziom szumów, niemal zerowe mikrofonowanie, i generowanie sygnału który przechodzi przez każdy miks jak gorący nóż przez masło. W moim układzie pickupów oznaczało to mocne i agresywne brzmienie na 81ce i równie mocne ale bardziej lejące na 85tce.

To, co uważam za naczelne wady aktywów, to nadmierna kompresja dźwięku (w przypadku grania na higainowym wzmacniaczu łatwo zrobić swojemu niezwykle mhocznemu brzmieniu kuku w dynamikę i czułość na artykulację) i bardzo szczególne brzmienie czyste – takie z gatunku polub lub zmień przetworniki.

Eclipse Active niewątpliwie są przetwornikami aktywnymi w charakterze brzmienia, mają tą samą moc i praktycznie nie dają szumów własnych. Poziom wyjściowy wydał mi się od początku niższy, jednak brak specyficznej dla EMG kompresji sprawia, że pickup jest bronią masowej zagłady – ma więcej przysłowiowego kopyta, gra dynamiczniej i dla mnie po prostu lepiej. Tutaj ciekawa rzecz – na czystych barwach Eclipse Active bridge jest zdecydowanie mniej jazgoczący od 81ki, natomiast na przesterach pojawia się sporo dźwięczącej górki. Eclipse Avtive neck ma więcej mocy niż 85ka, zupełnie inaczej reaguje na szybkie kostkowanie.

Kolejne owacje należą się za to, co znajduje się pośrodku. Dosłownie pośrodku. Brzmienie humbów w pozycji middle od zawsze było albo pomijane, albo też używane jedynie do czystych barw. W przypadku Eclipse Active sound „In-the-middle” świetnie sprawdza się w graniu rytmicznym, mniej gainu i agresji nie oznacza mniej dynamiki – przy średnich ilościach gainu oznacza to masywne brzmienie, w sam raz do wypełniania przestrzeni w przypadku gdy jesteśmy jedynym gitarzystą w kapeli :) Muszę tutaj dodać, że dotychczas tylko raz słyszałem równie dobrze dopasowaną parę pickupów, i był to komplet Hellfire7/Legend7 w gitarze redaktora Harvesta.

Poniższe próbki zarejestrowane zostały mikrofonem Shure SM57 na zestawie Kania Les Paul (układ aktywny zasilany napięciem 18V) plus modyfikowany wzmacniacz Laboga Raduli. Ustawienia equalizacji i głośności były takie same dla obu setów pickupów, podobnie jak umiejscowienie mikrofonu (mniej więcej na kopułkę głośnika, ok. 15 cm od grilla). Każda z próbek zawiera ten sam riff zagrany na każdym ustawieniu przełącznika pickupów, kolejno most, środek i gryf. Nie udało mi się dobrze uchwycić niuansów brzmienia, jednak wyraźnie słychać podstawowe różnice między oboma setami – EMG jest „grzeczniejsze” podczas gdy Eclipse Active brzmi bardziej „surowo”.

Brzmienie czyste:

01

Brzmienie przesterowane:

01
02
03
04
05

Pora na podsumowanie, które w tym wypadku jest proste, ale naprzód chciałbym oddać sprawiedliwość firmie Merlin Pickups – do niedawna uważałem produkty pana Wróblewskiego za niezłą alternatywę dla przetworników „renomowanych firm” głównie ze względu na sporo niższe ceny do tego wygodny kontakt z producentem. Taki sprzęt dla początkujących tudzież przyduszonych małym budżetem. Ogłaszam więc wszem i wobec, że myliłem się i to bardzo poważnie – w Polsce powstają przetworniki spokojnie znoszące porównania z topową konkurencją zza oceanu. Oczywiście nawet przy niezwykle agresywnej polityce sprzedaży nie możemy mówić o byciu konkurencyjnym w sensie rynkowym dla takich gigantów jak EMG czy SD. Miło jednak pomyśleć, że mamy coś, czego żaden amerykański gitarzysta mieć nie będzie :)

A podsumowanie jest niezwykle krótkie i mówiące chyba wszystko: właśnie przestałem być szczęśliwym użytkownikiem EMG i zostałem jeszcze szczęśliwszym użytkownikiem pickupów Eclipse Active.

Za pomoc w przeprowadzeniu testu dziękuję producentowi pickupów Eclispe, firmie Merlin Pickups oraz Maćkowi Mierze.

Back to Top